sobota, 21 grudnia 2013

Bad Dream

Travis's POV

Ogromne drzwi nagle otworzyły się ukazując drobną figurę Alexy, leżącej na zimnej, marmurowej podłodze, jej ciało były całe we krwi. Moje oczy rozszerzyły się, a ja stałem w szoku patrząc na ów widok, zanim zacząłem ją ratować.
- LEX! - krzyknąłem przerażony. Uklęknąłem obok niej potrząsnąłem jej ramię swoimi drżącymi rękoma, próbując ją obudzić - Dalej, obudź się Lex! - przyznam, że mój głos drżał w każdej sekundzie co raz bardziej i bardziej.
Cholera, ona się nie budzi. Co ma zrobić, co mam zrobić? Myślałem w ogromnej panice. Podniosłem ją z ziemi, trzymając ją bezpiecznie w swoich ramionach. Kopnąłem drzwi od łazienki nogą i poszedłem z nią w stronę łóżka. Delikatnie ją na nim położyłem i z powrotem udałem się do łazienki.
Chwyciłem mały czysty ręcznik z wieszaka i zmoczyłem go ciepłą wodą z umywalki. Pobiegłem w stronę łóżka, gdzie Lex leżała bardzo słabo, jej ręce leżały bezwładnie na boki.
Usiadłem obok niej i delikatnie przykładałem ręcznik do jej zakrwawionych nadgarstków. Smutny, przegryzłem nieco wargę, chowając kosmyk jej miękkich, falistych włosów za lewe ucho.
Miałem szansę, aby przestudiować jej piękne rysy twarzy. Jej długie kasztanowe włosy tak miękkie i faliste, rozłożone na poduszce, jej długie rzęsy, jej piękny nos, drobne piegi, jej miękkie i pulchne usta, które tak bardzo chciałbym pocałować.
Westchnąłem, opuszczając mój prawy kciuk delikatnie na jej ustach. Uśmiechnąłem się lekko w tej chwili miałem w swoim umyślę werandę i to co się tam wydarzyło. Mogłem całować ją tam i z powrotem, oczywiście, zanim nie wtrącił się McCann.
Nie wiedziałam dlaczego tak strasznie mi na niej zależy. Wszystko co wiem to to, że nie mogłem znieść faktu, że ona cierpiała. Chcę ją chronić, chcę być przy niej. Chcę być osobą, dzięki której zawsze będzie się uśmiechała, aby się śmiała, abym mógł ocierać łzy z jej pięknej twarzy.
Czy to źle, że zależy mi na jednej z dziewczyn, którą w zasadzie ja i mój gang porwaliśmy?
Krew z jej pociętych nadgarstków spływała na moje dłonie. - Dlaczego? - mój szept brzmiał ochryple - Dlaczego, Lex, dlaczego? - powtarzałem, nieświadomy. Mimo, że wiedziałem iż to nie ma sensu, ale po prostu nie mogłem powstrzymać się od zadawania tego pytanie samemu sobie.
Dlaczego ona to zrobiła? Co sprawiło, że chciała? Wszystkie te pytania wypełniały moją głowę, po prostu szukałem na nie odpowiedzi. Ale kto mógłby mi je dać? Nagle przypomniałem sobie tylko o jednej osobie.

McCann.    

Warknąłem, a moje knykcie pobielały. Usiadłem na łóżku i skierowałem głowę w kierunku drzwi. Nie wiedziałem dokładnie, dlaczego on - McCann. Pojawił się w mojej głowie, ale byłem zadowolony, że to właśnie o nim pomyślałem.
Wstałem i obróciłem pokrętło drzwi. Odwróciłem głowę z powrotem do miejsca na którym leżała Alexa. Nie mogłem jej zostawić, nie, nie tak. Myślę, że będę miał do czynienia z nim później. Westchnąłem, odwróciłem się i z powrotem udałem się w kierunku łóżka.

Jason's POV


- Mitch! - krzyknąłem, kiedy szedłem w kierunku jego pokoju. - Musze z tobą porozmawiać.. To ważne - westchnąłem, drapiąc tył swojej szyi. Mitch wreszcie uniósł twarz znad laptopa i spojrzał na swój nudny, biały kolor ścian, zamiast w moim kierunku.
- Wyjdź - wymamrotał, nadal patrząc w jej kierunku.
Z irytacją przewróciłem w jego kierunku oczami. - Naprawdę, Mitch? - wyśmiałem go.
- Powiedziałem wyjdź - warknął cicho.
- Potrzebujemy nowego planu - zacisnąłem zęby. Od razu zwróciłem jego uwagę, bo od razu spojrzał w moim kierunku.
- Co? - zmrużył oczy. - Dlaczego? - pochylił lekko głowę lewo, próbując zrozumieć, co działo się w mojej głowie.
- Bo mam lepszy plan. I mam wrażenie, że będziesz z niego dumny - uśmiechnąłem się do niego.
Zdjął laptopa z kolan i skrzyżował dłonie na piersi - Słucham? - jego tęczówki błyszczały czystym złem.

Alexa's POV

Promienie słońca świeciły prosto w moją twarz, budząc mnie. Jęknęłam i zwróciłam się w kierunku lewej strony mojego łóżka. Moje powieki zatrzepotały, powoli się otwierając, dostosowywały się do nagłego światła.
Ziewnęłam na widok mojego starego kalendarza, który pojawił się przede mną. Mój oddech zatrzymał się, kiedy dostrzegał datę zapisaną na nim.
15.02.2008.
Zaraz, 15-ty lutego 2008?
W ten dzień zmarła moja mama. Nie, nie, nie, nie, to nie może być prawdą. Usiadłam natychmiastowo na łóżku, kiedy usłyszałam budzik, patrzyłam gorączkowo na otoczenie w którym się znajdowałam.
Blękitne ściany, biała szafa i fioletowe zasłony.. Mój - zaraz, to jest mój pokój. Jak ja się tutaj znalazłam? Czy ja w końcu ja, Annie i Zara uciekłyśmy od nich jako zakładnicy? Udało się?
Nagle całe moje otoczenie zmieniło się. Nie byłam już w swoim pokoju. Jestem teraz w parku. Jak ja się tutaj znalazłam?
Zaraz, dlaczego ten park wygląda bardzo dobrze? Lodziarnia, hot-dogi, fontanna... Jestem w środku Central Parku.
- Alexa, kochanie, idę kupić dla nas hot-dogi. Zostań z mamą w porządku? - usłyszałam znajomy głos, dochodzący z lewej. Odwróciłam się w jego kierunku i dostrzegłam mojego ojca rozmawiającego z małą dziewczynką z falistymi kasztanowymi włosami. Tatą?
Dziewczynka skinęła głową i zabrała rękę w kierunku kobiety stojącej obok niej. Zgaduję, że to jej matka. Dziewczynka i kobieta odwróciły się i zaczęły iść w moim kierunku. Oddech uwiązł mi w gaardle, kiedy zobaczyłam twarz dziewczynki... To ja.
To ja mając trzynaście lat.
Co? W jaki sposób? Jak to w ogóle możliwe? Ale w takim razie ta kobieta to...
- M-mama? - mój głos był zniżony do drżącego szeptu. - Mamo, czy to ty? - wyszeptałam, tym razem bardziej stanowczo, a moje oczy wypełniły się łzami.
Jej widok w moich oczach był dla mnie zbyt przytłaczający. Wszystko we mnie pękało. Byłam z zszokowana, szczęśliwa i nie dowierzałam jednym razem. - Mamo, usiądźmy przy fontannie! - powiedziała wesele trzynastolatka, ciągnąc za sobą matkę.
Fontanna? Ale to jest miejsce gdzie ja byłam razem z mamą, kiedy bomba wybuchła. Nie, nie mogę do tego dopuścić. Nie, nie znowu. Muszę je ostrzec.
- Mamo! - próbowałam przenieść moje stopy, aby szły w jej kierunku, ale one stały jak zamrożone w jednym miejscu, tak jakby były przyklejone do chodnika.
- Nie MAMO, nie idź tam! Idź stąd! Ktoś zamierza wysadzić park! - krzyczałam rozpaczliwie, próbując przekonać moje stopy do ruchu.
Mój oddech stanął w miejscu, a ja chwiejnie i nierówno nadal wstałam w jednym miejscu i krzyczałam do niej rozpaczliwie. Mój krzyk natychmiast został zatrzymany, kiedy usłyszałam jej śpiew.
Jej głos, jej miękki, anielski głos. Zaraz, znowu to słyszę? Trzynastolatka leżała na jej kolanach, podczas gdy kobieta głaszcze jej włosy i śpiewa jej znajomą kołysankę.
- Zamknij oczy, słońce idzie w dół. Będzie dobrze, nikt cię teraz nie zrani - śpiewała.
Łzy zawojowały moje powieki. To był utwór, który moja mama śpiewała mi za każdym razem, kiedy szłam spać. Mamo, tęsknota za tobą bardzo boli.
Pojedynczej łzie udało się spłynąć po moim policzku, zanim jej nie starłam. Nie mogę płakać, nie mogę pozwolić sobie na płacz. Śpiewanie oznacza, że...
Bomba wkrótce wybuchnie.
- NIE! M-mamo! - krzyknęłam w panice. - Uciekaj z st-stąd! Musisz stąd uciekać! - krzyknęłam, walcząc aby moje stopy mogły  ruszyć.
Ale moja mama nie zmieniła miejsca. To tak, jakby ona nie słyszała mnie. To tak, jakbym była pokonana. Patrzę na moją prawą stronę, a potem w lewo gorączkowo starając się dostrzec gdzie jest bomba.
Trzech facetów w czarnych bluzach stali obom hot-dogów. Ich twarze były ukryte pod bluzami. Szeptali coś podejrzanego. Ale nie mogłam zrozumieć co.
- Jeden z nas musi to zrobić? - czytałam z ust najwyższego z nich. Mówił do reszty chłopaków - Czy naprawdę muszę to zrobić? - czytałam.
- Co? Tchórzysz? Nadal chcesz to zrobić, czy nie? - drugi najwyższy w grupie odezwał się.
- Tak-tak - usta najmniejszego drżały.
- Nie zadzieraj z nami, mały - pociągnęli go za ramię, na co on lekko się zatoczył.
On/ona pokiwał głową z wahaniem, szedł pieszo w kierunku lodziarni, która znajdowała się po drugiej stronie fontanny. Lodziarnia? To miejsce gdzie była ukryta bomba?
On/ ona rzucił coś w kierunku jednej z budek i uciekł, jakby jego życie właśnie od tego zależało. No chyba, że to była prawda.
- NIE! WSZYSCY UCIEKAJCIE STĄD! - krzyczałam rozpaczliwie. Ale nikt nie widział mojej obecności.
- Nareszcie - powiedział najwyższy, kiedy ona/on zwracał się do drugiego. - A teraz wynośmy się stąd - biegł tak szybko jak to możliwe, kierując się w kierunku wyjścia z parku. - NIE! Gnoje! Wracajcie - krzyczałam do nich, ale usłyszałam tylko piszczenie.
10...9...10...
- NIE! - krzyknęłam, a łzy znowu zaczęły wypływać z moich oczu.
7...6... - odwróciłam wzrok w kierunku miejsca, w którym siedziała moja mama z trzynastolatką - M- mamo. - mój głos stał się zduszonym szeptem.
5...4... - patrzyłam jak moja mama głaskała młodszą wersję mnie, uśmiechając się w jej kierunku.
3...2.. - moje dłonie drżały a nogi trzęsły się, zmusiłam się, aby moje nogi przeszły po chodniku, chociaż za każdym razem starałam się je przeciągnąć zawsze wracałam z powrotem.
1...
- NIE M-MAMO! - wykrztusiłam własnymi słowami, a potem zaczęłam niekontrolowanie łkać. 
Wszystko eksplodowało przed moimi oczami, ogromna siła przewróciła mnie na ziemie. Złapałam się za lewą stronę głowy, a moja czaszka boleśnie pulsowała.
Próbowałam otworzyć oczy, ale wszystko wokół mnie kręciło się tak jakbym była w rollercosterze w Disneylandzie, razem z moją mamą. Czekaj... Mama...
Usiadłam w normalnej pozycji. Syknęłam przez zaciśnięte zęby, próbując ignorować nieustanne pulsowanie w mojej głowie. Mój wzrok wędrował z lewej strony na prawą, powoli ogarniając otoczenie.
Niektórzy ludzie byli widoczni w tym całym gorączkowym chaosie, krzyczeli o pomoc, większość z nich leżała bezsilnie w dziwacznych kątach. Ruiny cegieł, odłamki szkła z krwią były dosłownie wszędzie.
Piękna fontanna przy której siedziałam trzynastoletnia ja i moja matka jest teraz tylko milionami rozwalonych cegieł z ogromną blado-czerwoną kałużą z krwi. Kiedyś błękitne stoły lodziarni są teraz pokryte krwią.
Potem ona. Moja mama. Leżała słabo na krawędzi chodnika niezbyt daleko ode mnie, jej włosy opadały na jej twarz.
Ale to nie wystarczyło, aby zakryć jej rozcięcia na zakrwawionej twarzy. Jej oczy były zamknięte, a jej twarz odzwierciedlała najwyższy ból. Dyszała z przerażeniem, a moje oczy zjechały na dół, kawałki szkła były w jej brzuchu.
Krzyczałam tak głośno, że moje gardło płonęło.

- Lex, otwórz oczy - usłyszałam czyjeś odległe głosy i potrząsanie mnie za ramię. Otworzyłam oczy, w końcu obudziłam się z tego snu. Usiadłam i z trudem łapałam powietrze. Obudziłam się z kroplami poty na czole, z bólem gardła, jak zawsze i z szybko spływającymi łzami.
- M- mamo, nie, moja m-mama. - szlochałam i płakałam jednocześnie. Nie zorientowałam się kim była osoba-siedząca-obok mnie. Płakałam, kiedy ta osoba masowała mi plecy uspokajająco.
Wreszcie spojrzałam moim przekrwawionymi oczyma, aby odnaleźć niebieskie oczy Travis'a, patrzącego na mnie. Westchnęłam z ulgą. Dzięki Bogu, że to nie Jason, albo ktoś inny z nich.
- Lex? Wszystko w porządku?- czytałam z jego warg. - Co się stało? - spytał ostrożnie. Przejechał ostrożnie ręką po boku mojej twarzy, głaszcząc mnie delikatnie swoją ręką po policzku.
- T-to moja m-mama ona - piszczałam, ścisnęłam powieki, pozwalając spływać łzą po moim wilgotnym policzku.
Ujął moją twarz w swoje dłonie i delikatnie uniósł moją głowę, przez co otworzyłam gwałtownie oczy i spojrzałam na niego. - Hej, hej - czytałam z jego ust. - To był tylko sen. Wszystko dobrze. - zapewniał. Skinęłam tępo głową, a moje oczy spotkały się z jego opiekuńczym wzrokiem. - Wszystko będzie dobrze - powtórzył, obejmując mnie w ciepłym uścisku. To jest właśnie to, czego potrzebowałam. Natychmiastowo owinęłam swoje ramiona wokół niego, rozpaczliwie potrzebując konfortu. Travis oparł brodę o moją głowę.
- J- n-nie - wychrypiałam, mimo tego, że wszystko mnie bolało - Moja m-mam, ona... - pokręciłam boleśnie głową. - Zorientowałam się zbyt za póź- późno, aby zaw- zawołać ją tutaj. To moja wina - delikatnie ścisnął moje boki, wskazując, abym przestała obwiniać siebie i po prostu się zamknęła.
- Ale to prawda! - krzyknęłam, uczucie pokonało mnie, zaczęłam wyrywać się z jego uścisku, aby na niego spojrzeć. - Mogłam ją os- ostrzec!
Pokręcił głową - Nie, Lex. Przestań! To był tylko sen. Zapomnij o nim, w porząku? - wymamrotał. Czule pocałował mnie w czoło, pozwalając swoim ustom zostać tam na chwile. Zamknęłam oczy, na poczucie jego dotyku na mojej skórze.
- D- dziękuję - wyszeptałam szczerze, kiedy się uspokoiłam. Uwierzcie mi, że to wcale tak krótko nie trwało.
- Nie ma problemu - uśmiechnął się do mnie, nagle ukazały się jego dołeczki, na co schował kosmyk włosów, który był przy mojej twarzy, za prawe ucho. - Po za tym - zaczął - Nie mogłem spać, kiedy krzyczysz w środku nocy. Więc, jeśli będę miał wory pod oczami, będę cię oto winił  - zażartował złośliwie.
- Zamknij się - śmiałam się i lekko popchnęłam jego ramię. Uśmiechnął się, patrząc na mnie z podziwem, aż moje policzki stały się czerwone.
- Co? - uśmiechnęłam się nieśmiało. - Nie, nic... Byłem zaniepokojony, wiesz? Myślałem... - urwał i przejechał dłonią po jedwabistych włosach.
- Co? Myślałeś co? - zapytałam, unosząc z ciekawości jedną brew. Odwrócił ode mnie wzrok i spoczął na klasycznej białej komodzie, stojącej obok mojego łóżka, westchnął głęboko, zanim znowu zwrócił swój wzrok z moim kierunku. Jego oczy były zamknięte, a jego usta powoli się otwierały.
- Myślałem, że cię stracę. Nigdy nie chciałem, aby stało ci się coś złego. Nie mogę pozwolić, aby coś złego działo się z tobą. Bardzo mina tobie zależy, wiesz? Nie wiem dokładnie dlaczego, ale po prostu tak jest. - jego oczy nadal były zamknięte, po chwili otworzył je i świeciła z nich czysta szczerość.
Byłam totalnie oszołomiona by nawet pomyśleć o odpowiedzi, więc tylko siedziałam i patrzyłam na niego wielkimi oczami. Jedyne co mogłam zrobić, to słuchać dalej.. 
- C- co? - jąkałam się głupio. Naprawdę, Lex? On w zasadzie wyznał ci tylko swoje uczucia do ciebie i wszystko co jesteś w stanie powiedzieć to "co?" uderzyłam się w psychice, że zareagowałam tak cholernie głupio. 
- Ja... - odchrząknął, patrząc jak jego policzki zaczęły zamieniać się w szkarłat z zażenowania.

Jason's POV


- Więc jak to rozgrywamy? - zapytałem Mitch'a i Dylan'a, którzy siedzieli naprzeciwko mnie.
- Tak, plan B jest rozłożony w tej akcji - Mitch uśmiechnął się, ale po kilku sekund uśmiech znikł z jego twarzy, a jego usta zamieniły się w linię prostą. - Ale tym razem, nie może być więcej błędów. Nie mieszaj go, McCann. - ostrzegł surowo, marszcząc na mnie brwi
- Nie będę - odpowiedziałem wyraźnie.
- Dobrze, ufam ci - Mitch wstał z kanapy. Po spojrzeniu na mnie ostatni raz on po prostu opuścił pokój.
Usiadłem na jednej z czarnych, skórzanych kanap Dylan'a i poklepałem go po ramieniu. - Później, człowieku - wymamrotałem, po czym ziewnąłem.
- Tak, później - jego głos wydawał się odległy, jakby był czymś zamyślony.
- Wszystko w porządku? Czy coś cię trapi? - zapytałem z niepokojem, który wplotł się w moje słowa.
- Co? - odchrząknął - Nie, nie, nie jest w porządku. Właśnie zatraciłem się we własnych myślach, gościu - zaśmiał się niezręcznie. Podjąłem decyzję, aby na niego nie naciskać, więc po prostu wzruszyłem ramionami.
- Dobrze, spoko. Odpocznij, koleś - skinąłem na niego przed wyjściem z pokoju.
_________________________________________________________________________________

- Więc, jeżeli będę miał wory pod oczami to jutro będę cię oto obwiniał - słyszałem głęboki głos, głęboki głos z pokoju Alexy, zanim zdałem sobie sprawę, że to nie była Lex.
- Zamknij się - słyszałem roześmianą Lex... Ok... Co tu się dzieję?
Nadstawiłem ucho do jej drzwi, starając się podsłuchać ich rozmowę. Tak, tak wiem, że to jest podsłuchiwanie. Ciekawość zabija kota. - Co? - usłyszałem jak wymamrotała.
- Nic - głęboki głos zamarł. Do cholery, to jest Travis?
- Martwiłem się o ciebie, wiesz? Myślałem.... - słyszałem jak mamrotał. 
- Co? Myślałeś, że co? - zapytała.
Nastała cisza, więc jeszcze bardziej przycisnąłem ucho do drzwi.
- Myślałem, że cię stracę .Nigdy nie chciałem, aby stało ci się coś złego. Nie mogę pozwolić, aby coś złego działo się z tobą.- zamilkł, ale po chwili przerwał milczenie. -  Bardzo mina tobie zależy, wiesz? Nie wiem dokładnie dlaczego, ale po prostu tak jest. 
Co do kurwy nędzy? On się o nią troszczy, kurwa? Skąd to wszystko pochodzi? Z tego gówna? Czy on jest na prochach? Co on sobie myślał? Tłumi uczucia do córki naszego wroga?
Ale... Dlaczego czuję takie dziwne tonące uczucie w żołądku? Dlaczego czuję, że denerwuję mnie fakt, że ktoś troszczy się o Lex? Bo wiem, że nie powinienem.
Nie jestem... Jestem zazdrosny?
Zakląłem pod nosem na głupie myśli w mojej głowie. Nagle drzwi otworzyły się, a moje oczy spotkały się z zimnymi, zmrużonymi oczami Travis'a
- Robisz za podsłucha? - ostro splunął na te słowa i uśmiechnął się do mnie fałszywie.

7 komentarzy: