piątek, 18 października 2013

Complicated Mess

Alexa Keira Rain

Spojrzałam w górę by zobaczyć swoje odbicie w lustrze, skulona. Dziewczyna z kasztanowymi włosami jest cała brudna, a jej włosy odstają w różnych kierunkach, jej niebieskie z odrobiną zieleni oczy są teraz szkliste i czerwone od płaczu, jej wargi drżały, a policzki są zabarwione łzami, a na jej lewym policzku istnieje ogromny czerwony znak, wpatruje się we mnie.

Westchnęłam gdy zobaczyłam jak duży jest ten znak. Podniosłam drżące powoli ręce, kreśliłam kreski. Skrzywiłam się, gdy kłujący ból powrócił w moim policzku. Syknęłam z bólu, a moje ręce opadły bezwładnie.

Jak mogłam skończyć jak ta? Czy moje normalne życie skończy się jak żywy komar? Porwana przez niektórych bezdusznych drani, pokonana przez dwubiegunowego dupka, którego spotkałam pierwszego dnia w szkole, który okazał się jednym z bezdusznych skurwysynów. Jak również moment w którym pocałowałam tego dupka, sprowadzenie na życie mojego ojca ryzyka, staram się uciec od tego koszmaru życia. Jak moje życie stało się takim skomplikowanym bałaganem?

Westchnęłam, otwierając w łazience szufladę, starając się znaleźć coś co by zakryło siniaka na moim policzku. Pomadka? Nie. Szampon truskawkowy? Nie. Kokosowy balsam do ciała? Nie. Dlaczego do cholery są te dziewczęce kosmetyki nawet tutaj? Czy faceci kupili je dla nas? Wow, naprawdę to wszystko przygotowali. Prychnęłam.

Tak, westchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam buteleczkę kremu z wiśniowym balsamem do ust. Wzięłam butelkę i umieściłam ją obok zlewu. Westchnęłam, patrząc w lustro naprzeciwko mnie. - Miejmy nadzieję, ze to zadziała. - mruknęłam do siebie.

Po skończeniu, odstawiłam buteleczkę z powrotem do szafki. Westchnęłam po raz setny dzisiaj i spojrzałam w lustro, upewniając się, że czerwony ślad na policzku, nie jest już tak widoczny. Odwróciłam się do drzwi, moje oczy wyszły na zewnątrz.

- A-- Annie? - wyjąkałam. Jedno słowo: Przyłapana.

Annie opuściła łazienkę, uniosła jej brwi, szczęka opadła, a oddech uwiązł. Patrzyła się na mnie w szoku, niedowierzaniu  i złości. Kiedy się tutaj dostała? Nie widziała siniaka, prawda? Prawda?!

Napięcie panowało w powietrzu.

- Uh... Cześć Annie, jak długo t-tutaj jesteś? - wymamrotałam niezgrabnie, majstrując swoimi rękami.

 - Wystarczająco. - Westchnęła, jej zmęczone oczy przenikały przez moje. Przełknęłam głośno ślinę.

- Więc - spauzowałam. - Jak tam? Mam na myśli to wszystko co się dzieje. To dość zabawne, wczoraj byłyśmy podekscytowane imprezą Britanny Hilton, a teraz jesteśmy przetrzymywany jako zakładniczki i życie naszej rodziny jest za-zagrożone-

- Kto to zrobił? - wyczytałam z jej ust, przerywając moją nerwową tyradę.

 - C-co? - zapiszczałam. - Co masz na myśli? - zaśmiałam się nerwowo.

 - Dobrze wiesz o czym mówię - syknęła.

 - Huh? Hey, swoją drogą widziałaś baseny wokół domu. Oni są-.

- Przestań próbować zmienić ten cholerny temat. - warknęła, a jej oczy płonęły.

Westchnęłam i patrzyłam daleko, chyba powinnam jej powiedzieć, w jakiś sposób, mimo wszystko, ponieważ gdy Annie czegoś chce, dostaje tego. - To J-Jason. On to zrobił. - wyszeptałam i spojrzałam na nią ponownie z załzawionymi oczach.

Szepnęła przerażona. - Wiedziałam. Co s-się stało? - spytała cicho.

- O-on - przymknęłam oczy, przed otwarciem ich ponownie. - To długa historia - Zaczęłam.

- Mam czas - wyszeptała, zjeżdżając na podłogę, oparta o zimne ścianę z płytek. Zjechałam w dół, siadając obok niej.

- Powiedz mi, wymamrotała, kładąc rękę na moim kolanach.

- Uh... Od czego zacząć? - Przerwałam, prowadząc ręką po włosach. -- Cóż, ostatnia noc - zaczęłam -Spałam, ale wtedy wszedł Mitch, wtargnął do mojego mojego, a on...

Ktoś wtargnął i ściągnął koc ze mnie. - Co do cholery? - Krzyknęłam, siadając. Spojrzałam i odnalazłam jedynie Mitch'a stojącego z białym kocem w ręku. - Mitch? - zapytałam, ściągając brwi.

- Nie pytaj - syknął, wyczytałam z jego warg. 

- Co? - Jednym szybkim ruchem Mitch związał moje ręce i nogi, a on szukał ślepo moich oczu. - Puść mnie! - Krzyczałam.

Wreszcie zdjęli mi opaskę na oczy. - WYPUŚĆ MNIE! - krzyknęłam.

 - Hej, Lex? - wyczytałam z warg Jasona, przyglądając się mu. - Twój tata jest przy telefonie - uśmiechnął się do mnie. Co? Tata? Moje oczy się powiększyły. 

- T-tato? - wychrypiałam, czułam jak łzy zaczęły się tworzyć pod moimi powiekami.

- T-tato pomóż m-mi! - Skomlałam, kiedy łzy zaczęły spływać w dół mojego policzka.

- Po tym, on po prostu wyrwał telefon z dala ode mnie. P-płakałam chwilę na ramieniu Travisa. To znaczy, ja chcę po prostu porozmawiać z moim t-tatą. - Szlochała. - Muszę wiedzieć, że z nim jest wszystko w porządku. Nawet nie wiem gdzie on teraz jest, a może on patrzy na nas. Myślisz, że z nim wszystko okay, Anns? - zakaszlałam.

Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno. - Tak, jestem pewna, że z nim wszystko w porządku, Lex. Dalej. -  trąciła mnie, wskazując mi bym dalej kontynuowała.

 - W porządku, więc po pocieszeniu Travisa, poszłam z nim do swojego pokoju. Położył mnie i pocałował na dobranoc. - Zarumieniłam się lekko.

- I on.. - TRZYMAJ MNIE! Pocałował cię? - krzyczała. - Co do cholery, Lex? -  potrząsała mnie za ramię.

- Nie w usta, tylko na czole. Choć prawie pocałował mnie na werandzie. - Wypaplałam przypadkowo. - Wspaniale, wygadałam się przypadkowo, czemu nie? - Mentalnie ukryłam twarz w dłoniach.

- CO? - Nie, nie, nie... To znaczy uh tak? Ale tak jak powiedziałam, nie pocałowaliśmy się naprawdę, ale ty wiesz... - poruszyłam się niezręcznie.

 - Ale jak to się stało? - Przeczytała m z jej ust . Nerwowo podrapałam szyję.

- Cóż...

Spojrzałam w górę i spotkałam słodkiego Travisa. "Hey, o czym myślisz? - zapytał, kiedy czytałam z jego warg, siedzącego obok mnie.

- Nic - wzruszyłam ramionami. Co on tutaj robi? Chodzi mi to, że jest jednym z członków gangu Jasona. 

- Czyli co? - zapytał, jego wargi wygięły się w małym uśmiechu. 

- Dlaczego tak się troszczysz? - warknęłam, przewracając oczami.

- Ja po prostu chcę się z tobą pogodzić. Nie zasługujesz by być traktowana w ten sposób przez Jasona. - pokręcił głową, patrząc na mnie z powagą. - Jason poszedł za daleko. Chodzi mi o to, że uderzył dziewczynę, on jest p o prostu... niski - spojrzał na swoje ręce. - Przepraszam za to, co ci zrobił wcześniej.

On naprawdę przeprosił? Ale on nawet nie zrobił nic złego. Travis jest zbyt szczery i miły, by być przestępcą. - To nie była nawet twoja wina - uśmiechnęłam się smutno. Odwrócił wzrok. - Serio, Travis. - starałam się go zapewnić. Spojrzał na mnie i uśmiechał się lekko.

- Więc co cię tutaj sprowadza? - zapytałam.

- Właściwie, to mój pokój. Więc miałem zamiar zabrać mój telefon, gdy zauważyłem, kogoś siedzącego w mojej werandzie i niespodzianka to ty. - Zaśmiał się.

- Oh, to to jest twój pokój? Przepraszałam, że węszyłam w nim, nie wiedziałam, nie chciałam tego. Przysięgam, ja...

 - Nie, jest w porządku. Naprawdę. - wyszczerzył się.

- Więc to jest twój pokój, nic dziwnego, że jest tak brudny! - parsknęłam złośliwie.

- On nie jest brudny... On jest... Mam kreatywne sposoby, by ułożyć swoje rzeczy.- wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko. Roześmiałam się szczerze, po raz pierwszy odkąd tutaj jestem.

- Mogę cię o coś spytać? - zapytał, gdy jego śmiech ucichł.

- Tak, pewnie - uśmiechnęłam się.

- Jak jest być głuchy? - Zapytał poważnie. Natychmiast mój uśmiech zrzedł. Znów się zaczyna. Westchnęłam, - Nie, nieważne zapomnij o tym co powiedziałem. Nigdy nie chciałem byś czuła się nieswojo, smutna albo coś. - mruknął.

- Nie, jest w porządku.

- Cóż, kiedy jesteś głuchy, to jest jakbyś tylko ty był w tym świecie, czuję się taka pusta. Świat porusza się wokół ciebie, ale nie możesz go poczuć. To jest jak brakujący element. Wszystko, co możesz usłyszeć to cisza. Bez względu na to jak głośno krzyczę w moim pokoju, by spróbować odzyskać zdolność słyszenia, znów. Nie ważne jak mocno nacisnę palcem na notatkach mojego pianina, tak jak powiedziałam wcześniej, jedyne co słyszę to cisza. - westchnęłam, patrząc w dół.

Poczułam wilgoć na policzku i zdałam sobie sprawę, że płakałam. - Uh przepraszam, za złamanie, płaczę jak dziecku, a ty słyszysz moje chaotyzmy.

- Nie, ten płacz jest okay. Nie pokazuje, że jesteś słaba, ale to co czujesz. - wyszeptał, jak czytałam z jego pulchnych warg. Pochylił się i otarł moje pozostałe łzy, delikatnie głaszcząc mnie po policzku. Włożył kilka kosmyków moich kasztanowych włosów za ucho. Moje policzki płonęły, a w żołądku czuję stado szalonych motyli.

Pochylił się, jego usta były tylko kilka centymetrów od moich.

- Czekaj, powiedziałaś prawie. Co się stało? - ściągnęła brwi.

- Jason Delgado się stał - wymamrotałam, kuląc się na jego imię.

- TRAVIS!

Niespodziewanie Travis oderwał się szybko ode mnie. Nie wiedziałam co się dzieje, podążyłam za jego spojrzeniem. Stał na progu, z rękami opartymi o framugę, ciężko oddychając,  jego twarz była czerwony. Stał jedyny Jason Delgado.

Podzieliłam jego intensywny kontakt wzrokowy, jego oczy ukazywały gniew, tęsknotę, ból i czy to może być... zazdrość? Po kilku chwilach, popatrzyłam na Travisa.
- Co? - splunął z irytacją Travis, mogę to powiedzieć po wyglądzie jego twarzy. Odwróciłam się i spojrzałam na Jasona, który miał wciąż zamknięte oczy, potem odwrócił się do Travisa.

 - Mitch chciał na dole zrobić szybkie spotkanie - powiedział, czytając z jego warg. - Dobrze, wrócę Lex. - Travis wstał i uśmiechnął się lekko do mnie.

- Okay - powiedziałam cicho, również wstając. Travis udał się do drzwi, posyłając ostatnie zabijające spojrzenie, a następnie drzwi się zamknęły zostawiając mnie i Jasona stojącego niezgrabnie na werandzie Travisa. Nie chcąc czuć żadnego niezręcznego napięcia z nim, ruszyłam do drzwi, ignorując głębokie spojrzenie Jasona.

Przekręcałam klamkę, gdy poczułam rękę chwytającą delikatnie mnie za rękę. Zamknęłam oczy na chwilę, a następnie otworzyłam je ponownie.

- Co? - zapytałam niecierpliwie.

- Ja powiedzieć, że um ja - wyjąkał Jason.

- Tak? - zapytałam.

- Ja... Um nieważne - westchnął, patrząc w dół. Wyśmiałam go, otworzyłam drzwi i uderzyłam nimi tuż przed jego twarzą.

- Dlaczego pozwoliłaś by Travis cię pocałował - przepraszam prawie pocałował? Czemu jesteś dla niego miła? On jest jednym z naszych porywaczy, Lex. Ze względu na niego i jego gangi nasz życie
jest już piekłem! - krzyknęła z wściekłością.

- Ssssh cicho bądź! Mogą cię usłyszeć. - wyszeptałam-krzycząc.

Uderzył mnie Jason Delgado i na pewno nie chcę być uderzona raz jeszcze, ponieważ Annie nie mogła utrzymać swojego głosu ciszej. - Nie obchodzi mnie cholera, okay? - krzyczała, podnosząc ręce w powietrze.

- Travis jest inny - wyszeptałam po kilku minutach ciszy.

- Dlaczego inny? On jest taki jak reszta drani. - sapnęła.

- Nie, on się naprawdę troszczy. W przeciwieństwie do Jasona - ostatnią część, wyszeptałam chłodniej.

- Nie, nadal uważam, że oni wszyscy są tacy sami, dupki bez serca, lubiący porywać dziewczyny, które poznają - szydziła. Więc teraz masz zamiar powiedzieć mi o tym, co się stało z Jasonem? - spytała, patrząc na mnie z powagą.

- O-okay - wymamrotałam nerwowo.

Po około godzinie, niespokojnego snu, otworzyłam oczy. Po prostu nie mogę spać, wiedząc, że jestem daleko od domu i mojego taty. Wydostałam się powoli z uścisku Trevora, by go nie zbudzić i pokonałam drogę do drzwi, otwierając je.

- Gdzie jest kuchnia znowu? - pomyślałam. Otwierałam drzwi. Pokój dzienny, kryty basen i jacuzzi, kino domowe, pokój muzyczny, ku. Czekaj, pokój muzyczny? Podchodzę do poprzednich drzwi i otwieram je powoli.

Wciągnęłam głośno powietrze, gdy moje oczy podróżowały po całym pokój. Czerwone winowe dźwiękoszczelne ściany, wygodne kolorowe skórzane kanapy, starannie umieszczone gitary akustyczne, gitary elektryczne, kompletny zestaw perkusyjny, czarny keyboard, studio nagrań i wreszcie biały fortepian.

Położyłam delikatne rękę na klawiszach, podziwiając jego piękny. Zamknęłam oczy na to uczucie. Zawsze miałam szczególny związek z muzyką, szczególnie z fortepianem. Siadam na krześle do fortepianu. Zaczynam grać intro piosenki, próbując przypomnieć sobie nuty w moim umyśle. Zamykam oczy i zaczynam śpiewać cicho

(Posłuchaj piosenki Because Of You Kelly Clarkson, pomoże Ci poczuć uczucia J.)
“I will not make the same mistakes that you did
I will not let myself cause my heart so much misery
I will not break the way you did,
You fell so hard
I’ve learned the hard way
To never let it get that far”

“Because of you
I never stray too far from the sidewalk
Because of you
 I learned to play on the safe side so I don’t get hurt
Because of you
I find it hard to trust not only me, but everyone around me
Because of you
I am afraid”

“I lose my way
And it’s not too long before you point it out
I cannot cry
Because I know that’s weakness in your eyes
I’m forced to fake
A smile, a laugh everyday of my life
My heart can’t possibly break
When it wasn’t even whole to start with”
“Because of you
I never stray too far from the sidewalk
Because of you
 I learned to play on the safe side so I don’t get hurt
Because of you
I find it hard to trust not only me, but everyone around me
Because of you
I am a-afraid”
Nie mogłam trzymać tych emocji dłużej. Twarde kamienne mury, które zbudowałam w swojej duszy, zaczynały drżeć. Łzy szybko spadły na klawisze fortepianu, chowam swoją twarz w dłoniach, szlochając cicho. Szybko wytarłam łzy i śpiewałam dalej.

“I watched you die
I heard you cry every night in your sleep
I was so young
You should have known better than to lean on me
You never thought of anyone else
You just saw your pain
And now I cry in the middle of the night
For the same damn thing
Because of you
I-“


- Pieprzyć to! -  Krzyczałam, waliłam pięścią po fortepianie, schowałam swoją twarz ponownie w dłoniach, płacząc przy tym histerycznie. - Dla-dlaczego? - wyszeptałam. Poczułam, że ktoś siedzi obok mnie. Spojrzałam w lewo i znalazłam tylko Jasona hipnotyzujące czekoladowe oczy, które gapiły się na mnie z powagą. 

- Co? - wyszeptałam lodowatym tonem. 

- Nic - wyczytałam z jego ust. Prychnęłam, kiedy ścierałam pośpiesznie pozostałe łzy na policzku. - Co się stało? - zapytał.

- Nic. - Naśladowałam go.

- Nie rób ze mnie głupka, Lex. Poważnie, co jest nie tak? Możesz mi powiedzieć, wiesz... - Wyglądał na szczerego.

- Po prostu ta piosenka nawiedza mnie od śmierci mojej mamy. - Westchnęłam. Pokiwał głową, mówiąc mi, że powinnam iść dalej. - A ja jestem sfrustrowana... - Waliłam pięścią w klawisze fortepianu, wzdychając z irytacją.  - Jestem sfrustrowana, nie mogę usłyszeć siebie śpiewającej albo melodii jakiej gram. To jest po prostu... - Przygryzłam wargę, by powstrzymać jej drżenie. - Tęsknie za tym. Tęsknie za muzyką. A przede wszystkim, tęsknie za moją mamą. - Płakałam, ściany które budowałam przez te lata, w końcu legły w gruzach. 

Nie mogłam powstrzymać spadających łez, mój policzek był mokry. Nie mogłam przestać szlochać, przez co moje serce bolało jeszcze bardziej.

- Shhh, chodź tutaj. - Jason objął mnie w ciepłym uścisku, owijając ramiona wokół mnie.

- Nie mogę przestać udawać, że ze mną wszystko w porządku, kiedy prawda jest taka, że nie jest.  - jęknęłam do jego ciepłej piersi. Jason gładził delikatnie moje włosy, a po kilku minutach odsunął się i głaskał mój policzek, ocierając łzy. 





- Moja siostra mówi, że będzie okay, kiedy czułem się zdenerwowany. Wtedy ona przynosiła mi kubek ciastek, lody i jadła ze mną. Mówiła, że to pomaga poczuć się dobrze. Zmarła dwa lata temu. - Uśmiechnął mnie smutno.

Otworzyłam szeroko swoje oczy. - Jason, tak mi przykro, nie chciałam być czuł się smutny ponownie lub-

- Nie, jest w porządku. Chciałem, żebyś wiedziała, że nie jesteś jedyną osobą, która czuje się tak samo.. Nie mogę ciągle udawać, że też jest dobrze. - Westchnął, gdy czytałam z jego warg. 

- Jaki jest akord piosenki jeszcze raz? - Zapytał.

- To A C#m, F#m, E, z powrotem ponownie do A. - Pokazałam mu jak to zagrać. Okazało się, że gra bardzo dobrze. - Wow, szybko się uczysz - powiedziałam, uśmiechając się do niego.

- Dzięki, wiem. - Poprawił wyimaginowany kołnierz żartobliwie. Pokręciłam lekko głową, uśmiechając się.
- Ułóż dłonie na szczycie fortepianu - Złapał moje ręce i umieścił jest na szczycie. Potem zaczął grać na fortepianie. - Czujesz ten rezonans? - Zapytał. Moje ręce drgają.

- Tak, to jest niesamowite - zawołałam pozytywnie promieniejąc.

- Wiesz, że masz dar. Z pięknym głosem i swaggie umiejętnościami, jestem zaskoczony, że nie podpisałaś. - Powiedział.

- Swaggie? Naprawdę? - Dokuczałam.

- Cóż, mam ciekawe słownictwo. - Wzruszył ramionami. Roześmiałam się. 


- Ale dziękuję - wyszeptałam szczerze.

- Tak... Nie ma za co - wyszeptał. Oczy Jasona powoli przeniosły się do moich ust, a potem z powrotem do moich oczu. Zaczynał wychylać się bliżej, powoli zamykając lukę między mną a nim. Wsadził kosmyk moich brązowych włosów za ucho, umieścił moją twarz w jego ciepłych rękach. 




Jego wargi były zaledwie kilka centymetrów od moich. Patrzył głęboko w moje oczy, doszukując się prawdy w mojej duszy. Jego wzrok powędrował w dół, by ponownie znaleźć się na moich ustach. - Mogę? - Zapytał łagodnie.

Wstrzymuję oddech i powoli skinęłam głową. Jason pochylił się bliżej raz jeszcze i wreszcie zamknął lukę między nami. Jego usta spotkały moje, wysyłając wybuchające iskry między nami. Czułam rój szaleńczych motyli wokół mnie,  i zawroty głowy i mrowienie w moim sercu. Jego usta poruszają z moimi perfekcyjnie synchronizowane, doskonały taniec.

Owinęłam ręce wokół jego szyi, zamykając lukę bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe. Przejeżdżałam rękami przez jego jedwabiste włosy, bawiąc się ich końcówkami, czyniąc tym, że jęczał z rozkoszy. Po kilku intensywnych minutach, nareszcie odsunęliśmy się od mnie.

- Wow - dyszałam z szeroko otwartymi oczami.

- Yeah... Wow - odetchnął, jego uśmiech rozświetlił pokój.

- Uh dziękuję ponownie. - Uśmiechnęłam się nieśmiało, patrząc w dół, a następnie w jego oczy.

- Nie ma problemu - powiedział, uśmiechając się szeroko. Patrzyłam na jego doskonałe cechy, oparta o framugę mojej sypialni.

- Dobrze, dobranoc Jason - powiedziałam cicho.

- Dobranoc, Lex - przeczytałam z jego ust. Już miałam zamknąć drzwi, gdy jego ręka zatrzymała mnie.
Patrzył nerwowo. - Jeszcze jedna rzecz - wymamrotał. Podniosłam jedną ze swoich brwi z zaciekawieniem.

- Tak? - odezwałam się. Potem zrobił coś nieoczekiwanego, ujął moją twarz w dłoniach, a następnie pocałował mnie z czułością w czoło, pozwalając vy jego usta zatrzymały się na mnie. A potem się odsunął.

- Dobranoc, piękna - wyszeptał. Czułam, że mój policzek staje się ciepły, rumieniłam się jak szalona.

- Dobranoc - zachichotałam nieśmiało i wreszcie zamknęłam drzwi. 

Opierałam się o drzwi i westchnęłam z rozmarzeniem. O. Mój. Boże.

- CO TY KURWA, POCAŁOWAŁAŚ GO? ZE WSZYSTKICH LUDZI? CO SIĘ DZIEJE Z TWOJĄ GŁOWĄ, LEX?! - Krzyknęła na mnie, wstając z wściekłością. Kręciła głową z niedowierzaniem.

- Nie wiedziałam co się działo wtedy. Myślałam, że ktoś rzeczywiście rozumiał jak się czuję! - zawołałam. Patrzyła na mnie zmieszana, oczywiście nie rozumie o co mi chodzi.
Westchnęłam. - Jego siostra umarła dwa lata temu, myślałam... j-ja myślałam, że dlatego myśli takie same rzeczy jak ja, myślałam, że on rzeczywiście zrozumiał. Myślałam, że o-on - płakałam. - Rozumiesz jak mnie to boli, moja mama u-umarła - schowałam twarz w dłoniach, pozwalając swoim łzom opuścić moje oczy.

Annie oplotła ramiona wokół mnie, obejmując mnie w ciasnym uścisku. Płakałam na jej ramieniu, pozwalając moim emocjom wyjść. Ujęła moją twarz w dłoniach, wycierając delikatnie łzy. - Hey, nie trać łez przez tego drania - zaśmiała się smutno. - Ponieważ on nie jest tego wart. - Przeczytałam z jej warg. Otępiale skinęłam głową. 

- Um... Jeśli nie chcesz kontynuować to w porządku...

- Nie, jest w dobrze. -Potrząsnęłam lekko głową.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że go pocałowałaś. - Jej oczy wyglądały na puste i odległe.

- Ale... - urwała. - Jak kto taki opiekował się tobą ostatniej nocy, a dziś rano był dla ciebie dupkiem? - spytała ostrożnie, marszcząc brwi.

A teraz część, której bałam się najbardziej. - Cóż... Tego ranka obudziłam się z zawrotami głowy z powodu ostatniej nocy, więc zaczęłam go szukać, nie wiem, by porozmawiać z nim o tym co myślę o ostatniej nocy, co dla niego oznacza ten pocałunek i czy naprawdę to myśli czy nie...

Uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam Jasona, robiącego naleśniki w kuchni. Wspomnienia ostatniej nocy powróciły do mojego umysłu, przez co zarumieniłam się lekko.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, owijając ramiona wokół jego talii od tyłu. Przytuliłam twarz do zgięcia jego ciepłej szyi. Stał się spięty pod moim dotykiem, zaskoczony nagłym ruchem. Natychmiast odepchnął moje ramiona i odwrócił się..

- Co do cholery? - syknął na mnie chłodno. Dlaczego się tak zachowujesz? Ostatniej nocy był taki delikatny i opiekuńczy, ale teraz jest starym sobą. Spojrzałam na niego w szoku, niedowierzaniu i bólu. Czy ostatnia noc nie znaczyła dla niego nic? Czy on w ogóle coś czuł? Choćby pojedynczą iskrę lub motylka?

Zamknęłam oczy z jego jednym hipnotyzującym, słodkim czekoladowym, szukałam jakichkolwiek emocji obok złości i chłodu. Może to, co się wydarzyło ostatniej nocy, nie miało znaczenia dla niego. - Więc? - zapytał niecierpliwie, opierając się o ladę, coraz bardziej rozdrażniony.

- N-nic - wykrztusiłam. Odwróciłam swój wzrok od jego, patrząc na lodówkę obok nas.

Wyśmiał mnie, otwierając lodówkę. - Co jest z tobą nie tak? - Westchnęłam, chowając luźny kosmyk włosów za ucho.

- Co jest nie tak ze mną? Prawdziwe pytanie brzmi, co jest z tobą nie tak - wyczytałam z jego warg, wziął jedno piwo i zamknął lodówkę lewą nogą.


- Co masz na myśli? - zapytałam.

- Jesteś tą, która przychodzi do mnie znikąd, do diabła to jest okej dla ciebie? - zmrużył chłodno jego oczy na mnie.

- Al-ale ja

- Co? - splunął surowo.


- Więc to co się wydarzyło ostatniej nocy nic dla ciebie nie znaczy? Wcale? - Wrzasnęłam na niego, robiąc krok w jego stronę. Jego szczęka opadła na mój nagły wybuch, oczywiście nie spodziewał się tego ode mnie.

- Wiesz, Wiesz, wczoraj wreszcie mury które zbudowałam wokół siebie przez te wszystkie cholerne lata poległy. A dla kogo? Dla jakiegoś bipolarnego drania, który zawsze traktuje mnie jak gówno! - Moje oczy napełniły się wodą, moje ciało zaczęła trząść się z wściekłości. Spojrzenie w jego oczach pokazały czysty szok i poczucie winy. - Dl-

- Moi straż opadła dla Ciebie! Mówiłam o moim cholernym życiu, mojej przeszłości. - Moja broda i usta zaczynały drżeć. - Mojej m-mamie - wykrztusiłam. Odwróciłam się na milisekundy, spojrzałam na niego ponownie z niedowierzaniem. - Nawet Annie i Zara nie wiedzą co tak naprawdę się stało z moją m-mamą - mruknęłam. - - A teraz jesteś tutaj, nie znacząc nic dla ciebie. ZAUFAŁAM CI! - wrzasnęłam, pozwalając wreszcie uwolnić się spadającym łzom. Jestem złamana na nowym poziomie.

- J-ja rzeczywiście myślałam, że naprawdę rozumiesz co czuj! Uwierzyłam, że chociaż ktoś naprawdę rozumie! Powiedziałeś mi, że wiesz j-jak trudno jest stracić kogoś, kogo kochało się mocno! Straciłeś swoją siostrę, ja straciłam moją ma-mamę... Myślałam, że rozumiesz - szlochałam.

- Ale  myliłam się wtedy? - zaśmiałam się fałszywie, kręcą głową z goryczą. - Ponieważ ty nigdy nie rozumiałeś. Chcesz wiedzieć czemu? - syknęłam na niego.

- Dlaczego? - wyczytałam z ego ust jego oczy sztyletowały moje.

- Bo jesteś bez serca. Zawsze będziesz bezdusznym draniem, zawsze będziesz traktował m-mnie jak gówno  i ty.. - Przesunął swoją prawą ręką po moim policzku, uderzając mnie mocno. Skrzywdziłam się, pulsujący ból promieniował we wszystkich częściach mojego lewego policzka.

Ukłucie szoku, niedowierzania, strach buchający wewnątrz mnie. Czy on... Czy on mnie uderzył? Znowu? Natychmiast cofnęłam się od niego o dobre kilka kroków, potykając się kilka razy.

Popatrzyłam na niego, jak jego oddech przyśpiesza, jak jego klatka piersiowa podnosi się w górę i w dół, w jaki sposób jego twarz staje się czerwona, jak jego ręce drżą nieznacznie i na to jak jego oczy patrzą na mnie ze złością, frustracją i poczuciem winy? Zamykam mocno oczy, retrospekcje ostatniej nocy wróciły do mojej głowy.

Otwieram powoli oczy i odnajduję Jasona przyglądającego mi się intensywnie. Polizałam swoją wargę, to samą, której pocałował ostatniej nocy w pokoju muzycznym. Dotknęłam wolno prawą ręką swojego policzka, gdzie kilka minut temu mnie uderzył, skrzywiłam się nieznacznie. Kątem oka widzę Jasona nieco się krzywiącego, także.

Poczułam wilgoć na policzku. Świetnie, popłakałam się teraz znowu. Odwróciłam się przed nim. Cholera, nie chcę by widział, że płaczę. Nie, nigdy więcej. Nie pozwolę by widział mnie słabą.

Otarłam pośpiesznie łzy ze swojej twarzy, pragnąc niczego więcej niż uciec od niego. Uciec od tego potwora.

Ktoś nagle owinął parę swoich firmowych ale delikatnych rąk, komórki w moim ciele zamroziły. Wiedziałam dokładnie, do kogo te ręce należą, odsunęłam je od siebie natychmiast, patrząc na niego z największą nienawiścią oczach, tak, że aż się skulił.

Ten facet myśli, że to jest w porządku, by pocałować mnie w nocy i uderzyć następnego ranka. Prychnęłam. Podniosłam lewą rękę, by go uderzyć, ale powstrzymał mnie. Walczyłam z jego siłą. - PUŚĆ MNIE! - Krzyknęłam na niego z łzami spadającymi raz jeszcze.

- PUŚĆ MNIE TY... TY... POTWORZE! - Krzyknęłam, wyrywając ręce z jego silnego uścisku. Jego oczy złagodniały i spojrzał na mnie w szoku, niedowierzaniu, a przede wszystkim... z bólem. Otworzył lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął.

Wydaje i się, że jest w głębokim transie, trzymając swój wzrok na mnie. Jego twarz odzwierciedlała w jak największym stopniu ból, przez co moje serce wypełniło się winą. Nie, to co mi zrobił jest o wiele gorsze, niż to, co ja powiedziałam. Zaczęłam niekontrolowanie płakać i pobiegłam do drzwi.

Byłam w połowie drogi do drzwi, gdy krzyknął - Nie, nie, nie, czekaj! - złapał mnie za ręce, ale cofnęłam je. Nerwy z tym chłopcem. Już czuję się jak gówno, a jest dopiero 9 rano. Ale nie wie, że wygrał, że zranił mnie. Mam głowę wysoko i będę szukać siły.

- NIE! Po prostu... zostaw m-mnie samą, okay? - Szepnęłam, mój głos mnie zdradził. Skinął w odrętwieniu głową, pozwalając mi odejść.

- Dupek! Jak on mógł zrobić cos takiego tobie! Ostatniej nocy cię pocałował, dzisiaj rano uderzył, a potem chciał cię pocieszyć, co się do cholery dzieje z jego umysłem? - Przeczytałam z jej ust. Stanęła obok zlewu, patrząc wściekła. - On jest całkowicie bipolarny! - zadrwiła.

- Powiedz mi o tym - mruknęłam, również wstając.

- To... to musi się skończyć - powiedziała, patrząc na mnie z determinacją. Udała się do drzwi, a ja stanęłam przed nią.

- Gdzie idziesz? - wypaliłam.

- Skopać mu tyłek, oczywiście. Zamierzam dać mu nauczkę - splunęła, idąc obok mnie.

- Oh nie, ty nie - stanęłam ponownie przed nią.

- Oh tak! Teraz odsuń się - skrzyżowała ramiona.

- Nie! Wiesz co mi zrobił, on może łatwo zrobić to i tobie! - próbowałam jej przemówić.

- Nie mam zamiaru pozwolić cię skrzywdzić, Anns - wyszeptałam drżącym głosem.

- A ja nie zamierzam pozwolić mu cię skrzywdzić ponownie, Lex! - krzyknęła.

Złapała mnie za rękę i pociągnęła ze sobą. - Co robisz? - zapytałam ostrożnie, unosząc brwi. Patrzyłam jak wzięła mały ręcznik z szuflady i zaczęła moczyć go ciepłą wodą z umywalki.

Zignorowała mnie i obróciła się twarzą ku mnie, osłaniając ją delikatnie z lewej strony, a z prawej trzymając ręcznik. Zaczęła nim delikatnie jeździć po moim policzku, wycierając pokład, który nałożyłam dziesięć minut temu. - Anns co ty rob-

- Ssssh - syknęła.

- Tam - powiedziała po zakończeniu wycierania całego podkładu. Skuliła się widząc siniak.
- Spójrz na siebie- przeczytałam z jej ust. Odwróciłam głowę w lewo, na moje odbicie lustrze, drgnęłam. Siniak na policzku był znów widoczny.

Podniosłam głowę, by móc spojrzeć w jej twarz.

- Widzisz co ci zrobił? Zniszczył cię. Nie jesteś osobą, która będzie się trzymać tylko siebie,  nie pozwolę nikomu cię pociągnąć w dół, która jest zawsze silna, która nigdy nie ukrywała rzeczy przede mną. Gdzie jest ta, którą ja znałam? - Zapytała ochryple, łzy zaczęły tworzyć otoczkę wokół jej powiek.

- Teraz możesz uciekać od rzeczy, zamiast ich naprawiać, za bardzo się boisz trzymać je dla siebie, niech Jason cię oczernia i nie walczysz, zaczynasz się zamykać ode mnie, jestem twoją najlepszą przyjaciółką! - krzyczała.

- Nie pozwól mu zniszczyć prawdziwej ciebie, znam cię od zawsze i zmieniłaś się, nie jesteś sobą - uśmiechnęła się smutno do mnie, jedna łza spłynęła w dół jej policzka, przez jego jej maskara rozmazała się nieznacznie. Minęła mnie w drzwiach i szturchnęła moje prawe ramię po drodze.

Co ja zrobiłam?


~*~

Cześć, postanowiłam przetłumaczyć dla Was kolejny rozdział AOHP, żebyście nie musieli długo czekać :-) Prawdopodobnie także, będę pomagać w dalszym tłumaczeniu Patts, więc mam nadzieję, że jakoś mnie polubicie!
 

6 komentarzy: